Surowe skały toczące odwieczną wojnę z morzem – tak zapewne wyglądałoby wybrzeże liguryjskie, gdyby nie pojawił się na nim człowiek. Nie, tym razem nie zniszczył pożyczonej mu przez naturę ziemi. Ujarzmił nieprzyjazne mu otoczenie i wtopił się w nie bajecznie kolorowymi budowlami, nie niszcząc jednak harmonii i nie zabijając przyrody. Znając wartość tego małego widokowego cudu, zamknął go przed nowoczesnością, tworząc objęty ochroną organizm pięciu wiosek rybackich. Cinque Terre. Urokliwe Pięć Ziem, do których najlepiej dojechać koleją lub – mając odpowiednią kondycję i samozaparcie – przemierzyć szlak między nimi na własnych nogach.
W drogę po Cinque Terre wyruszyliśmy z La Spezii. To przemysłowe włoskie miasto, opisywane w naszym przewodniku jako „zwyczajne”, zachwyca industrialnym portem i stocznią ze wznoszącymi się w niebo potężnymi żurawiami i czekającymi na modernizację monstrualnymi statkami, w których cieniu ukryłby się nawet kultowy Titanic. Jest to również znakomita baza, z której rozpocząć można podróż po bogatej w atrakcje Ligurii.
Jednym z najlepszych sposobów na zwiedzenie Cinque Terre, jest zakup specjalnej karty, którą można dostać w dedykowanych tej trasie punktach informacyjnych, z których jeden znajduje się właśnie na dworcu w La Spezii. Za cenę 10 euro otrzymujemy możliwość jednodniowej podróży wszystkimi pociągami jeżdżącymi na trasie – a kursują one w niektórych godzinach nawet co kilka minut – dostęp do szlaków pieszych między miejscowościami, a także możliwość korzystania z komunikacji autobusowej.
Świeży powiew Riomaggiore
Pierwsza stacja i pierwszy zachwyt nad urokiem rybackiej osady. Wszędzie na ulicach mijamy kolorowe łodzie, zaparkowane niczym samochody w zwyczajnym miasteczku. Ich stosy piętrzą się również w marinie. Z okien, na wzór prania, zwisają rybackie sieci.
W samo południe na pierwszym planie tego bajecznego obrazu, dokumentującego rzeczywiste przeznaczenie Riomaggiore, snują się turyści. Jedni trzymają w ręce aparaty, inni – papierowe tytki wypełnione grillowanymi owocami morza, za jedyne 6 do 9 euro za porcję. Ci, którzy zatrzymali się w tym miejscu na dłużej, wygrzewają się na ciemnych leżankach skał, lub wynurzają głowy z niespokojnej morskiej kąpieli. Morze nie jest bowiem statyczne. Fale zachłannie zagarniają ląd, bijąc się z kamienistym brzegiem o prawo do ziemi. Dużo w tym ruchu dzikiej namiętności przyrody, pełnego temperamentu uczucia, które tu, w Riomaggiore ma swoje szczególne miejsce na ziemi. Stąd bowiem wiedzie słynna Via dell’Amore, ścieżka miłości, łącząca półgodzinnym spacerem miasteczko to, z kolejnym miejscem na trasie Cinque Terre – Manarolą.
Romans z Manarolą
W Manaroli powierzchowną miłość od pierwszego wejrzenia zastępuje nieco głębsze uczucie. I nie mówię tu tylko o kłódkach miłości symbolicznie zaciskających się na poręczach zabezpieczających spacerową trasę nad urwiskiem.
Rozglądając się wokół zauważamy oznaki zwyczajnego życia. Ścieżkami wydeptanymi przez obcych drepczą też mieszkańcy osady, zostawiając tak wyraźne ślady swojej obecności, jak bramki do gry w piłkę nożną, czy kolorowe podkoszulki suszące się w słońcu. Urocze, ale ciasne, bo przecież skrojone na miarę uliczek kawiarenki nabierają życia. Płynie nimi muzyka, która prowadzi nas aż do przystani, a stamtąd wzwyż, tam, skąd można zobaczyć Manarolę w całej okazałości. Spoglądamy na zlepek kolorowych domków przyklejonych do wzgórza w przypadkowej kolejności. Jest w tym chaosie jakiś porządek rodem z prostego rysunku dziecka, trudny do ogarnięcia przez rozumowanie dorosłych.
Corniglia – osada na wzgórzach winnic
Zupełnie inny charakter ma środkowa miejscowość na trasie Cinque Terre. Corniglia położona jest najwyżej ze wszystkich pięciu miejscowości, bo… 302 schody (!) nad poziomem morza. Warto nimi zejść po zwiedzeniu miejscowości, ale dojechać do niej rozsądniej autobusami Regio, których koszt wliczony jest w cenę kart Cinque Terre.
Corgnilię otaczają zielone winnice piętrzące się na wzgórzach. Zasadzone pod dużym kątem w nieprzyjaznym człowiekowi otoczeniu, są dowodem zawarcia trudnej przyjaźni między nim a naturą. To tutaj dojrzewają winogrona, z których powstaje słynna liguryjska Sciacchetra.
Vernazza – miasteczko z okładek
Duże oczekiwania wobec Vernazzy, opisywanej w przewodniku jako miasto zdobiące okładki książek o Ligurii, nie znajdują spełnienia. Ładne, lecz nieco senne miasteczko jest miłe dla oka, ale nas już tak nie zachwyca. Być może winna jest temu popołudniowa pora i idące wraz z nią rozleniwienie. Wrażenie poprawiają gwarne kawiarenki i rodzinny klimat we włoskim wydaniu – wielopokoleniowe spacery i wszechobecne, rozbawione „bambini”.
Zwieńczeniem – Monterosso
Ostatnia z pięciu miejscowości przełamuje nieco obraz, do jakiego przyzwyczaiły nas cztery poprzednie osady. Na pierwszy rzut oka widać, że jest większa, a zaraz po wyjściu z dworca otwiera się na turystów długą, piaszczystą plażą. Ponownie zachwyca nas dynamika morza – kilka kroków od nas dzieci okrzykami witają każdą, zakrywającą ich po nosy falę. Dla nas to znakomite miejsce na to, by doczekać zachodu słońca. Skryte za wzgórzem rzuca jednak ledwie widoczny wieczorny poblask, bardziej zresztą szarobłękitny, niż pomarańczowy.
Tak kończy się podróż po Cinque Terre. Nocny pociąg zabiera nas w podróż powrotną do La Spezii.
Tekst: Adriana Urgacz-Kuźniak
Zdjęcia Mariusz Kuźniak, Adriana Urgacz-Kuźniak